.:Księga snów:.
08.02.2005 :: 19:41
proba mikrofonu...
Komentuj(1)
09.02.2005 :: 16:10
To nie bedzie zwykly blog. Opisze na nim wydarzenia, ktore zdarzyly sie nie tylko nie w Polsce, ale w innym multiversum...
Historia nie musi byc logiczna...ona sie po prostu zdarza.
Komentuj(1)
09.02.2005 :: 19:23
Lirael Halinor byla bardzo nietypowym dzieckiem. Nie lubila towarzystwa rowiesnikow , nie chciala wychodzic na powietrze, calymi dniami przesiadywala w zakurzonej bibliotece i-ogolnie rzecz biorac- przejawiala dosc wampiryczne sklonnosci. Jej rodzice zywili powazne obawy, czy nie odezwala sie w niej krew prababki.
Gdy osiagnela odpowiedni wiek, wyslano ja na pensje dla dobrze urodzonych dziewczat-i to powinien byc koniec z nia problemow. Rodzina liczyla na zbawienny wplyw posiadania przez dziewczynke towarzystwa non stop rozchichotanych kretynek. Ale nic z tego nie wyszlo-Lirael w sypialni zjawiala sie tylko noca, reszte czasu spedzala w bibliotece(a moze gdzie indziej-w kazdym razie trzymala sie jak najdalej od rowiesniczek).
Nauczyciele zauwazyli u niej przejawy wybitnej inteligencji, jednak nie okazywala jej inaczej, niz bezblednie rozwiazujac skomplikowane zadania-nigdy nie odzywala sie niepytana.
Uczyla sie jak automat-i to bylo przerazajace. Ale jeszcze bardziej przerazajace byly jej wyniki-gdy pisala sprawdzian, nigdy nie bylo zadnych bledow. Gdy pisala referat, oddawala przed terminem i dostawala za niego najwyzsza ocene...to bylo nieprawdopodobne-nigdy nie dostala ponizej 5. Chociaz...miala pewne problemy z przedmiotami artystycznymi, ale szybko sie z tym uporala. Mniej wiecej.Gdy nauczycielka plastyki poinformowala ja, ze jej prace sa zbyt mroczne, zaczela jej przynosic dwie wersje obrazkow-jedna malowala po swojemu, a druga...byla zawsze BARDZO rozowa i zapelniona usmiechnietymi motylkami oraz wesolymi kwiatuszkami.I robila jeszcze wieksze wrazenie od pracy wlasciwej, przewaznie utrzymanej w tonacji czarnej.
Dziewczeta(choc wolaly,by nazywano je "hrabinami de costam".Tak sie dzieje wszedzie)unikaly Lirael, a i dorosli czuli sie przy niej nieswojo. Powodowal to nie tylko jej nietypowy wyglad-a byl bardzo nietypowy(czy widzial ktos dziecko o wlosach calkowicie
bialych?)-ale przede wszystkim jej spojrzenie. Wygladalo, jakby przewiercala nim czlowieka i -przy okazji-sciane za nim.
Nigdy sie nie usmiechala. Zdarzylo sie to tylko raz, gdy mala lady Valerin przyszla do niej na skarge, bo kot Lirael dotkliwie pogryzl jej psa. Lirael nie lubila psow.
***
Pozniej nauczyla sie usmiechac. W wieku lat trzynastu zorientowala sie, ze czasem usmiech moze byc straszniejszy niz
jakikolwiek grymas na twarzy...
Komentuj(3)
12.02.2005 :: 10:40
Lady Lirael Halinor, Namiestniczka Imperium Lizmanskiego, najwyzsza wladczyni miasta-panstwa Lizmanu, stukala znudzona palcami w zamknietago laptopa. Patrzyla na czerwonego na twarzy przedstawiciela Cechu Kupcow i Zlodziei, ktory, mocno gestykulujac, oburzony, mowil wlasnie:
-... i dlatego żadam...
Lady uniosla brwi.
-...ekhem...prosze o eksmisje Cechu Alchemikow z ich obecnej siedziby.
-Coz...-Halinor dyskretnie poprawila okulary-z tego, co pan chwile temu powiedzial, mozna wywnioskowac, ze Cech nie ma obecnie zadnej siedziby, chyba ze uznac za nia to, co pozostalo z wybuchu. Technicznie rzecz biorac, eksmisja jest niemozliwa.
-Ale...pani, przeciez wlasnie w tym tkwi problem! Wysadzaja sie w powietrze, potem wszystko odbudowuja, i w ciagu jednego dnia wszystko znowu wybucha...i na dodatek NASZA siedziba tez na tym cierpi! Alchemicy nie powinni miec prawa stawiac budynkow w terenie zabudowanym...Dzisiaj wybuch zniszczyl nasz balkon!
-Pan wybaczy, ale- otwarla laptopa i cos szybko wystukala na klawiaturze- z moich informacji wynika, ze wybuch zostal spowodowany gdzies poza siedziba Cechu Alchemikow. Mniej wiecej pod rzeczonym balkonem...i nie przez alchemika. Na pewno nie przez alchemika, ich bardzo latwo rozpoznac.-spojrzala ostro ponad okularami na mocno zmieszanego kupca.- z relacji naocznych swiadkow wynika, iz ladunek podlozyl ktos, kto opuscil gmach waszej gildii z mocno wypchana kieszenia plaszcza. Wszedl do niej z kieszenia pusta.
Przedstawiciel kupcow i zawodow pokrewnych wil sie pod spojrzeniem lady. Stracil cala pewnosc, jaka mial wchodzac do tego gabinetu. Halinor dzialala tak na wszystkich.
- I jeszcze jeden drobiazg-ciagnela.- Z tego, co wiem, odkad naslaliscie na alchemikow prawnikow...stali sie duzo ostrozniejsi.Ale to mozna zalatwic, prawda? Gdy sie nie ma dowodu, mozna go stworzyc.To samo z przestepstwem...
Kupiec mienil sie na twarzy.
- Pani...co masz na mysli?Chyba nie sugerujesz, ze...pani nie posiada zadnych dowodow...-spojrzal na jej mine.-Prawda?
Lady obrcala w palcach gesie pioro z twarza nieprzenikniona.
-Oczywiscie, ze nic nie sugeruje...po prostu myslalam na glos-usmiechnela sie przerazajaco.- Ale mysle, ze Cech Kupcow i Zlodziei powinien uwazac, bo ktos moglby wyciagac falszywe wnioski...Mam nadzieje, ze zadbacie, by takie incydenty sie nie powtorzyly-pochylila sie nad komputerem.
-Ekhem...pani...
-Mhmmmm?-nie odrywala oczu od monitora.
-Osobiscie dopilnuje, by to sie wiecej nie powtorzylo...ten czlowiek zostanie nalezycie ukarany...nie chcemy, by ktos wyciagal pohopnie wnioski...
-Tak, nie chcemy. Mysle, ze jest pan bardzo zajety, wiec prosze nie dac mi sie zatrzymywac.Żegnam.
Mezczyzna odetchnal i dyskretnie wycofal sie z gabinetu. Gdy byl juz na korytarzu, lady uslyszala cos, co zabrzmialo jak" Szpiedzy!Cholera, wszedzie szpiedzy!"
Nie oderwala nawet wzroku od raportu jednego z jej ludzi pracujacego w Cechu Kupcow i Zlodziei.
Komentuj(7)
16.02.2005 :: 18:19
Lady stala w oknie gabinetu i patrzla, krzywiac sie nieco, na Lizman...przyjrzyjmy jej sie z bliska...
...miala jakies dwadziesciapare lat, byla wysoka i dosc chuda, jej suknie byly zawsze gustowne, zawsze eleganckie i zawsze CZARNE,a wiekszosci dygnitarzy, ktorzy ja spotkali, kojarzyla sie niezbyt przyjemnie ze Smiercia. Wlasciwie nie ma co sie dziwic, jako ze odebrala bardzo specyficzne wyksztalcenie-byla Skrytobojczynia, a specjalizowala sie w truciznach. Umiala takze po mistrzowsku rozpracowac ludzka psychike, wiec nie zalezalo jej specjalnie na ujawnianiu faktu, ze zadnego ze smiertelnych specyfikow nigdy nie uzyla w praktyce.Sila sugestii, jak to w myslach okreslila...
Nikt wlasciwie nie wiedzial, jak sie dostala na stanowisko Namiestnika. Najprawdopodobniej jakas szycha miala problemy z feministkami(to zjawisko wystepuje na kazdym swiecie.)i zglosil jej kandydature po smierci poprzedniego Namiestnika w jakze mylnym przekonaniu, ze Lirael Halinor bedzie latwo sie pozbyc, gdyby zaczela sprawiac problemy.
A zaczela juz pierwszego dnia...w ciagu miesiaca trzech hrabiow zlozylo Gildii Skrytobojcow* propozycje rozsadnej ceny za dyskretne usuniecie z ich drogi lady Halinor, ktrora niebezpiecznie zainteresowala sie ksiegami podatkowymi i zawartymi w nich informacjami na temat niewygodnych dlugow...jednak Lirael byla zbyt pilna uczennica, by nie znac wszystkich metod skrytobojstwa i przeciwdzialania im.
Kolejna rzecz, ktora pozwolila utrzymac jej sie przy wladzy,to szpiedzy...miala ich wszedzie i nikt nie czul sie bezpiecznie nawet w towarzystwie siebie samego, jako ze lady umiala wyciagnac informacje z kazdego, kto jako to slepe jagnie ladujace sie prosto w przepasc szedl do jej gabinetu...
No wlasnie. Wszyscy sie bali, ze beda musieli stanac przed lady Halinor. Przez lata pracowala nad swym spojrzeniem, az przerodzilo sie w Spojrzenie-gdy go uzywala, ludzie dostawali gesiej skorki i zapominali o wszystkich starannie dobieranych argumentach. Nawet prawnicy w starciu ze Spojrzeniem wymiekali, co jest osiagnieciem co najmniej wybitnym.
Halinor nigdy na nikogo nie nawrzeszczala, nie grozila, nie okazywala zadnej emocji...i to bylo w niej ze wszystkiego najstraszniejsze:z zaplutymi, czerwonymi na twarzy, wscieklymi wariatami skazujacymi na smierc fotele z powodu zlego koloru, ludzie wiedzieli przynajmniej, na czym stoja. A Lirael nie zmieniala wyrazu twarzy niezaleznie od tego, czy mowila o zaproszeniu na bankiet czy inwazji wscieklych smokow...
...zza okna dobiegaly typowe miejskie odglosu w stylu"Kielbaski w bulce, swiezutkie!swinia jeszcze nie zauwazyla, ze zniknely!" lub "panie, to moj portfel jest, ja tam swoje oszczednosci mam...eeeeeeeeee...a po co panu ten noz?". Lady skrzywila sie z niesmakiem i zamknela okno.
*W poprzednim razie pisalam o Cechach, ale to brzmi tak idiotycznie, ze mnie szlag trafial za kazdym razem, gdy pisalam to slowo.
Komentuj(2)
20.02.2005 :: 17:36
Ludzie uwazali, ze Lirael Halinor w ogóle nie sypia. Owszem, spała, choć akurat nie w tej chwili.
...obudzil ja jakis szelest.Zaskoczylo to ja troche, bo myslala, ze skrytobojcy poddali sie pol roku temu, gdy wechnela jednego z nich przez okno do sadzawki trzy pietra nizej.
Wiedziala, ze opuszczenie lozka byloby idiotyzmem. Powinna udawac, ze spi, rownoczesnie probojac dyskretnie wymacac noz pod poduszka-bylo to standardowe postepowanie, ktore studenci Gildii poznawali juz na pierwszym roku.
Ale Lirael byla naprawde ciekawa, kto odwazyl sie powtorzyc blad poprzedniego skrytobojcy...wsunela na nos okulary, w jednej rece scisnela sztylet, a druga rozpoczela prowadzic desperacka walke ze swoimi bialymi wlosami, ktore w chwili obecnej wygladaly, jakby rabnela w nie bomba atomowa.W koncu poddala sie i ruszyla bezszelestnie cimnym korytarzem Palacu Namiestnikow.
Wlasciwie juz miala wracac do lozka w przekonaniu, ze wszystko jej sie przysnilo, gdy uslyszala za soba glos:
-Wiesz, myslalem, ze bedziesz nieco bardziej spostrzegawcza...tak sie nad toba rozplywali, ze mozna by sie spodziewac nieco wiecej.
Odwrocila sie gwaltownie... nikt za nia nie stal. Jedynie saczace sie z okna delikatne swiatlo oswietlalo siedzacego na puszystym dywanie kota.Nie, nie dajmy sie zwariowac...ten swiat jest naprawde dziwny, ale to juz przesada.
-Co sie gapisz? Okulary masz za slabe?-warknal zwierzak.
-Uhm.Gadajacy kot-powiedziala w przestrzen Lirael i poczula, ze gromadzony przez lata zdrowy rozsadek opuszcza ja w tempie zastraszajacym.-Wlasnie rozmawiam z kotem.
Kot podniosl sie i przeciagnal, po czym zaczal myc swoje blyszczace,czarne futerko.
- Coz, jesli uwazasz to za rozmowe...-mruknal.-Mam tylko ci przekazac, ze Poslaniec jest w drodze.
-Jaki poslaniec?-spytala slabo lady, postanawiajac, ze jesli ma sen o prowadzeniu dialogu z
felis catus, to chce sie cokolwiek o tym snie dowiedziec.
-Nie poslaniec, ale Poslaniec. I wszystkiego sie wkrotce dowiesz.-przeciagnal sie i ruszyl w strone schodow.
Lirael stala chwile nieruchomo, patrzac, jak wyprostowany ogon znika za zakretem...
-Ale co to znaczy otworzyc cudzyslow wczystkiego sie wkrotce dowiesz zamknac cudzyslow?!-zawolala za nim, ale niespecjalnie glosno, by nie obudzic pokojowek...w koncu wladczyni miasta wydzierajaca sie w srodku nocy do kota nie jest zjawiskiem powszechnie spotykanym.
Dobrze.Miala idiotyczny sen, wiec teraz sie obudzi i zrobi cos normalnego. Najnormalniejszego ze wszystkich normalnych rzeczy swiata.Wrocila do pokoju, otworzyla laptopa i zaczela probowac cokolwiek rozpoznac w raportach rozpoznania.
***
Bractwo spojrzalo po sobie.
-Coz, pierwsza reakcja nie musi nic mowic o faktycznym stanie rzeczy-odezwal sie jeden ze Swietlistych.-Przeciez wszystkie znaki przemawiaja za nia...
-A ja wam mowie, ze to nie ona. Przeciez nic nawet nie wie o Zwierciadlach Swiatow. To zwykla, zgorzkniala pracoholiczka o dziwnym kolorze wlosow, ktorej wszyscy sie boja-stwierdzila Nari.
-Nie otrzymala odpowiedniego wyksztalcenia- rzekla z niebezpieczna nuta w glosie Cristal.-Podwazasz autorytet Bractwa?
-N-nie, ja tylko...-zajaknela sie Nari.
-Dobrze. Jest jeszcze czas. Wkrotce przekonamy sie, czy to jej szukalismy...
Swietlisci powoli rozeszli sie do swoich sanktuariow.
Komentuj(2)
20.02.2005 :: 19:39
jak widzicie, zmienilam szablon...Lirael nie wyglada tak w Lizmanie, ale na Ziemi bylaby to ona.Jak nic nie zrozumieliscie, to macie problem. Komentuj(3)
Info:
- Design by Michelle
-
Content by lirael