Księga gośći
[Księga gości]

Ksiega snow...gdy Imperium Ksiezyca bylo w pelni rozkwitu,medrcy postanowili stworzyc Ksiege,w ktorej zawarta bedzie cala historia-zarowno przeszlosc jak przyszlosc...czasy swietnosci Imperium przeminely, Wladcy znikneli,medrcy odeszli,by uchronic sie przed spienionym nurtem Czasu w Swiatyni nazwanej Mostem pomiedzy Swiatami...jedynym swiadkiem upadlej swietnosci Imperium byla Ksiega i zyjace na jej kartach przepowiednie.Przez wieki ujawniala niektorym ludziom fragmenty Wielkiej Historii w postaci dziwnych snow...ludzie ci albo dokonywali czynow wielkich albo zostawali uznani za wariatow.Lecz wkrotce nadejdzie czas i Ksiega Snow wypelni swoje przeznaczenie...

Archiwum

2024
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2023
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2022
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2021
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2020
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2019
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2018
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2017
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2016
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2015
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2014
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2013
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2012
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2011
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2010
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2009
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2008
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2007
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2006
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2005
grudzień
listopad
październik
wrzesień
sierpień
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty









.:Księga snów:.
03.08.2005 :: 20:18

Komentuj(0)


10.03.2005 :: 20:29
...szla korytarzem Palacu, wcale nie czujac sie pewnie...wyczuwala jakas obecnosc kolo siebie,niekoniecznie dobra...jakas zlosliwa wole napieta,by...nie wiedziala,po co.Kilka razy przystawala,ogladala sie za siebie,ale nic nie zobaczyla.Chciala zawrocic,bo nie wiedziala nawet, gdzie sie konkretnie znajduje, ale cos pchalo ja do przodu i nie potrafila sie temu sprzeciwiac.
Nagle korytarz sie skonczyl, a ona stanela naprzeciw wielkiego,ciezkiego lustra w rzezbionej ramie.Lustro bylo dziwne nie tylko dlatego,ze zamiast ciemnego wnetrza Palacu odbijal sie w nim jakis las.Nie dlatego,ze nie mialo prawa tu byc.Chodzi o to,ze JEGO TU NIE BYLO.Lirael byla pewna,ze ono wcale nie istnieje,tak jak ona stojaca pod wielkim drzewem w odbiciu...ta wiedza plynela do niej z umyslu, choc zmysly probowaly jej wmowic co innego.
Lirael spod drzewa usmiechnela sie do niej porozumiewawczo,po czym poprawila okulary na nosie znanym lady od lat gestem...to na prawde byla ona.
Lady zawahala sie chwile,po czym zrobila krok do przodu. Wyciagnela reke,w nadziei,ze natrafi na zimna powierzchnie szkla,lecz nie spodziewala sie tego wlasciwie.Tak jak przewidywala,dlon przeszla przez powierzchnie lustra jak przez wode.Przestraszona szarpnela reke,lecz odnioslo to skutek odwrotny od zamierzonego.Wyladawala twarza na mchu wewnatrz odbicia.
***
Aliena nagle poczula potrzebe spojrzenia w jedno ze Zwierciadel Wszechswiata,ktore miala pod opieka.
Podeszla do srebrnej misy napelnionej woda,stojacej na malym stole w kacie.Pochylila sie,przesunela nad nia reka i wypowiedziala slowa zaklecia w Starozytnej Mowie...
-A nallon si trio nin, o si di'ngurithos!Silivren aglar palan-dilier ennoreth...o szlag!
***
Lirael podniosla sie z ziemi.Przed nia ciagnela sie droga miedzy poteznymi starymi drzewami.Swiatlo ksiezyca saczylo sie spomiedzy koron...debow?kasztanow?yyyyyyyy...wierzb?Lirael Halinor wychowana zostala w Lizmanie, najwiekszym miescie swiata i jej kontakt z natura ograniczal sie do kwiatkow na parapecie.
Spojrzala za siebie.Spodziewala sie zobaczyc powierzchnie lustra i odbijajacy sie w niej korytarz,ale w tym miejscu byly tylko drzewa.Wzruszyla ramionami i stanela na sciezce.
***
Misa wyladawala na podlodze,a pozbawiona czci woda plynela po podlodze.Aliena pedzila najkrotsza znana droga do Sali Medrcow.Nagle wyrosla przed nia Nari.
Pradawny zwyczaj nakazywal klaniac sie przed kazdym ze Swietlistych i nie podnosic glowy, poki nie przejdzie.Aliena nie miala wyboru,bo choc kazda chwila byla cenna,tradycje uznawano za podstawe istnienia Mostu Miedzy Swiatami.Schylila glowe,modlac sie w duchu,by Nari miala jakas pilna sprawe do zalatwienia i poszla stad jak najszybciej.
-Ach...wlasnie ciebie szukalam-odezwala sie.Aliena jeknela w duchu.-Przypadkiem uslyszalam jakies dziwne slowo z twoich ust...wylecialo mi akurat z pamieci...przypomnisz?
-Yyyyyyy...silivren?-zajaknela sie dziewczyna nie podnoszac glowy.-Aglar...?Nallon...?
-Nie, to nie to.To jedno z prymitywnych okreslen mowy ludzi...wiesz oczywiscie,ze tego miejsca nie mozna plugawic TAKIMI wyrazami?
Aliena westchnela.To troche potrwa.
***
W momencie,gdy Lirael postawila stope na sciezce,poczula przejmujace zimno, droga stal sie nagle duzo wezsza i mniej zachecajaca,a gdzies spomiedzy drzew rozleglo sie przerazliwe wycie wilkow.Chmury przeslonily ksiezyc.
Przerazona obejrzala sie za siebie i wydalo jej sie,ze spomiedzy drzew przeblyskuja upiorne slepia.
Poczula,ze chlodne palce strachu zaciskaja jej sie wokol serca.Wiedziala,ze za kilka sekund wpadnie w panike i zapewne rzuci sie wprost w mrok.Korzystajac z resztek rozsadku ruszyla pedem po sciezce...
Ziemia niosla glucho dzwiek jej stop,galezie chlostaly po twarzy, a zaa soba slyszala tupot wielu lap.Nie odwrocila sie.I tak wiedziala co za nia bedzie.
***
-Tak,pani.To sie wiecej nie powtorzy-rzekla po raz setny Aliena.
***
Wszystko zdawalo sie sprzysiac przeciw Lirael.Czula,ze brakuje jej tchu i ze dalej juz nie pobiegnie...oczy przesloniete mgla zmeczenia wbila przed siebie,probojac dostrzec koniec drogi i wyjscie na otwarta przestrzen.To byl duzy blad.
Nagle poczula szarpniecie w nodze i tepy bol rzucil ja na ziemie.Nie spostrzegla w pore lezacej w poprzek sciezki wielkiej,zlamanej galezi.
Nie miala juz sily wstac.Zdesperowana zacisnela w rece kamien,lezacy kolo jej reki i odwrocila sie.Kilka krokow od niej zatrzymalo sie siedem wilkow.Zobaczyla,ze jeden ostroznie sie do niej zbliza...zamknela oczy i rozpaczliwie,na oslep rzucila kamieniem...
***
Aliena wpadla pomiedzy Bractwo jak burza i zanim ktorykolwiek z oburzonych Medrcow otworzyl usta, krzyknela:
-Przepadlo...znalazla ja!
***
...otwarla oczy i zobaczyla nad soba bialy sufit sypiani.Przez chwile patrzyla zdumiona.W koncu,gdy wszystko do niej dotarlo, omal sie nie rozesmiala-to byl tylko idiotyczny sen!Bardzo realistyczny,trzeba przyznac,ale jednak po prostu sen...
Zeskoczyla z lozka i nagle poczula przejmujacy bol.Spojrzala.Na lewej nodze wlasnie zasychala krew.
napisala:


Komentuj(4)


20.02.2005 :: 19:39
jak widzicie, zmienilam szablon...Lirael nie wyglada tak w Lizmanie, ale na Ziemi bylaby to ona.Jak nic nie zrozumieliscie, to macie problem.
Komentuj(3)


20.02.2005 :: 17:36
Ludzie uwazali, ze Lirael Halinor w ogóle nie sypia. Owszem, spała, choć akurat nie w tej chwili.

...obudzil ja jakis szelest.Zaskoczylo to ja troche, bo myslala, ze skrytobojcy poddali sie pol roku temu, gdy wechnela jednego z nich przez okno do sadzawki trzy pietra nizej.
Wiedziala, ze opuszczenie lozka byloby idiotyzmem. Powinna udawac, ze spi, rownoczesnie probojac dyskretnie wymacac noz pod poduszka-bylo to standardowe postepowanie, ktore studenci Gildii poznawali juz na pierwszym roku.
Ale Lirael byla naprawde ciekawa, kto odwazyl sie powtorzyc blad poprzedniego skrytobojcy...wsunela na nos okulary, w jednej rece scisnela sztylet, a druga rozpoczela prowadzic desperacka walke ze swoimi bialymi wlosami, ktore w chwili obecnej wygladaly, jakby rabnela w nie bomba atomowa.W koncu poddala sie i ruszyla bezszelestnie cimnym korytarzem Palacu Namiestnikow.
Wlasciwie juz miala wracac do lozka w przekonaniu, ze wszystko jej sie przysnilo, gdy uslyszala za soba glos:
-Wiesz, myslalem, ze bedziesz nieco bardziej spostrzegawcza...tak sie nad toba rozplywali, ze mozna by sie spodziewac nieco wiecej.
Odwrocila sie gwaltownie... nikt za nia nie stal. Jedynie saczace sie z okna delikatne swiatlo oswietlalo siedzacego na puszystym dywanie kota.Nie, nie dajmy sie zwariowac...ten swiat jest naprawde dziwny, ale to juz przesada.
-Co sie gapisz? Okulary masz za slabe?-warknal zwierzak.
-Uhm.Gadajacy kot-powiedziala w przestrzen Lirael i poczula, ze gromadzony przez lata zdrowy rozsadek opuszcza ja w tempie zastraszajacym.-Wlasnie rozmawiam z kotem.
Kot podniosl sie i przeciagnal, po czym zaczal myc swoje blyszczace,czarne futerko.
- Coz, jesli uwazasz to za rozmowe...-mruknal.-Mam tylko ci przekazac, ze Poslaniec jest w drodze.
-Jaki poslaniec?-spytala slabo lady, postanawiajac, ze jesli ma sen o prowadzeniu dialogu z felis catus, to chce sie cokolwiek o tym snie dowiedziec.
-Nie poslaniec, ale Poslaniec. I wszystkiego sie wkrotce dowiesz.-przeciagnal sie i ruszyl w strone schodow.
Lirael stala chwile nieruchomo, patrzac, jak wyprostowany ogon znika za zakretem...
-Ale co to znaczy otworzyc cudzyslow wczystkiego sie wkrotce dowiesz zamknac cudzyslow?!-zawolala za nim, ale niespecjalnie glosno, by nie obudzic pokojowek...w koncu wladczyni miasta wydzierajaca sie w srodku nocy do kota nie jest zjawiskiem powszechnie spotykanym.
Dobrze.Miala idiotyczny sen, wiec teraz sie obudzi i zrobi cos normalnego. Najnormalniejszego ze wszystkich normalnych rzeczy swiata.Wrocila do pokoju, otworzyla laptopa i zaczela probowac cokolwiek rozpoznac w raportach rozpoznania.

***

Bractwo spojrzalo po sobie.
-Coz, pierwsza reakcja nie musi nic mowic o faktycznym stanie rzeczy-odezwal sie jeden ze Swietlistych.-Przeciez wszystkie znaki przemawiaja za nia...
-A ja wam mowie, ze to nie ona. Przeciez nic nawet nie wie o Zwierciadlach Swiatow. To zwykla, zgorzkniala pracoholiczka o dziwnym kolorze wlosow, ktorej wszyscy sie boja-stwierdzila Nari.
-Nie otrzymala odpowiedniego wyksztalcenia- rzekla z niebezpieczna nuta w glosie Cristal.-Podwazasz autorytet Bractwa?
-N-nie, ja tylko...-zajaknela sie Nari.
-Dobrze. Jest jeszcze czas. Wkrotce przekonamy sie, czy to jej szukalismy...
Swietlisci powoli rozeszli sie do swoich sanktuariow.
Komentuj(2)


16.02.2005 :: 18:19
Lady stala w oknie gabinetu i patrzla, krzywiac sie nieco, na Lizman...przyjrzyjmy jej sie z bliska...

...miala jakies dwadziesciapare lat, byla wysoka i dosc chuda, jej suknie byly zawsze gustowne, zawsze eleganckie i zawsze CZARNE,a wiekszosci dygnitarzy, ktorzy ja spotkali, kojarzyla sie niezbyt przyjemnie ze Smiercia. Wlasciwie nie ma co sie dziwic, jako ze odebrala bardzo specyficzne wyksztalcenie-byla Skrytobojczynia, a specjalizowala sie w truciznach. Umiala takze po mistrzowsku rozpracowac ludzka psychike, wiec nie zalezalo jej specjalnie na ujawnianiu faktu, ze zadnego ze smiertelnych specyfikow nigdy nie uzyla w praktyce.Sila sugestii, jak to w myslach okreslila...
Nikt wlasciwie nie wiedzial, jak sie dostala na stanowisko Namiestnika. Najprawdopodobniej jakas szycha miala problemy z feministkami(to zjawisko wystepuje na kazdym swiecie.)i zglosil jej kandydature po smierci poprzedniego Namiestnika w jakze mylnym przekonaniu, ze Lirael Halinor bedzie latwo sie pozbyc, gdyby zaczela sprawiac problemy.
A zaczela juz pierwszego dnia...w ciagu miesiaca trzech hrabiow zlozylo Gildii Skrytobojcow* propozycje rozsadnej ceny za dyskretne usuniecie z ich drogi lady Halinor, ktrora niebezpiecznie zainteresowala sie ksiegami podatkowymi i zawartymi w nich informacjami na temat niewygodnych dlugow...jednak Lirael byla zbyt pilna uczennica, by nie znac wszystkich metod skrytobojstwa i przeciwdzialania im.
Kolejna rzecz, ktora pozwolila utrzymac jej sie przy wladzy,to szpiedzy...miala ich wszedzie i nikt nie czul sie bezpiecznie nawet w towarzystwie siebie samego, jako ze lady umiala wyciagnac informacje z kazdego, kto jako to slepe jagnie ladujace sie prosto w przepasc szedl do jej gabinetu...
No wlasnie. Wszyscy sie bali, ze beda musieli stanac przed lady Halinor. Przez lata pracowala nad swym spojrzeniem, az przerodzilo sie w Spojrzenie-gdy go uzywala, ludzie dostawali gesiej skorki i zapominali o wszystkich starannie dobieranych argumentach. Nawet prawnicy w starciu ze Spojrzeniem wymiekali, co jest osiagnieciem co najmniej wybitnym.
Halinor nigdy na nikogo nie nawrzeszczala, nie grozila, nie okazywala zadnej emocji...i to bylo w niej ze wszystkiego najstraszniejsze:z zaplutymi, czerwonymi na twarzy, wscieklymi wariatami skazujacymi na smierc fotele z powodu zlego koloru, ludzie wiedzieli przynajmniej, na czym stoja. A Lirael nie zmieniala wyrazu twarzy niezaleznie od tego, czy mowila o zaproszeniu na bankiet czy inwazji wscieklych smokow...

...zza okna dobiegaly typowe miejskie odglosu w stylu"Kielbaski w bulce, swiezutkie!swinia jeszcze nie zauwazyla, ze zniknely!" lub "panie, to moj portfel jest, ja tam swoje oszczednosci mam...eeeeeeeeee...a po co panu ten noz?". Lady skrzywila sie z niesmakiem i zamknela okno.



*W poprzednim razie pisalam o Cechach, ale to brzmi tak idiotycznie, ze mnie szlag trafial za kazdym razem, gdy pisalam to slowo.




Komentuj(2)


12.02.2005 :: 10:40
Lady Lirael Halinor, Namiestniczka Imperium Lizmanskiego, najwyzsza wladczyni miasta-panstwa Lizmanu, stukala znudzona palcami w zamknietago laptopa. Patrzyla na czerwonego na twarzy przedstawiciela Cechu Kupcow i Zlodziei, ktory, mocno gestykulujac, oburzony, mowil wlasnie:
-... i dlatego żadam...
Lady uniosla brwi.
-...ekhem...prosze o eksmisje Cechu Alchemikow z ich obecnej siedziby.
-Coz...-Halinor dyskretnie poprawila okulary-z tego, co pan chwile temu powiedzial, mozna wywnioskowac, ze Cech nie ma obecnie zadnej siedziby, chyba ze uznac za nia to, co pozostalo z wybuchu. Technicznie rzecz biorac, eksmisja jest niemozliwa.
-Ale...pani, przeciez wlasnie w tym tkwi problem! Wysadzaja sie w powietrze, potem wszystko odbudowuja, i w ciagu jednego dnia wszystko znowu wybucha...i na dodatek NASZA siedziba tez na tym cierpi! Alchemicy nie powinni miec prawa stawiac budynkow w terenie zabudowanym...Dzisiaj wybuch zniszczyl nasz balkon!
-Pan wybaczy, ale- otwarla laptopa i cos szybko wystukala na klawiaturze- z moich informacji wynika, ze wybuch zostal spowodowany gdzies poza siedziba Cechu Alchemikow. Mniej wiecej pod rzeczonym balkonem...i nie przez alchemika. Na pewno nie przez alchemika, ich bardzo latwo rozpoznac.-spojrzala ostro ponad okularami na mocno zmieszanego kupca.- z relacji naocznych swiadkow wynika, iz ladunek podlozyl ktos, kto opuscil gmach waszej gildii z mocno wypchana kieszenia plaszcza. Wszedl do niej z kieszenia pusta.
Przedstawiciel kupcow i zawodow pokrewnych wil sie pod spojrzeniem lady. Stracil cala pewnosc, jaka mial wchodzac do tego gabinetu. Halinor dzialala tak na wszystkich.
- I jeszcze jeden drobiazg-ciagnela.- Z tego, co wiem, odkad naslaliscie na alchemikow prawnikow...stali sie duzo ostrozniejsi.Ale to mozna zalatwic, prawda? Gdy sie nie ma dowodu, mozna go stworzyc.To samo z przestepstwem...
Kupiec mienil sie na twarzy.
- Pani...co masz na mysli?Chyba nie sugerujesz, ze...pani nie posiada zadnych dowodow...-spojrzal na jej mine.-Prawda?
Lady obrcala w palcach gesie pioro z twarza nieprzenikniona.
-Oczywiscie, ze nic nie sugeruje...po prostu myslalam na glos-usmiechnela sie przerazajaco.- Ale mysle, ze Cech Kupcow i Zlodziei powinien uwazac, bo ktos moglby wyciagac falszywe wnioski...Mam nadzieje, ze zadbacie, by takie incydenty sie nie powtorzyly-pochylila sie nad komputerem.
-Ekhem...pani...
-Mhmmmm?-nie odrywala oczu od monitora.
-Osobiscie dopilnuje, by to sie wiecej nie powtorzylo...ten czlowiek zostanie nalezycie ukarany...nie chcemy, by ktos wyciagal pohopnie wnioski...
-Tak, nie chcemy. Mysle, ze jest pan bardzo zajety, wiec prosze nie dac mi sie zatrzymywac.Żegnam.
Mezczyzna odetchnal i dyskretnie wycofal sie z gabinetu. Gdy byl juz na korytarzu, lady uslyszala cos, co zabrzmialo jak" Szpiedzy!Cholera, wszedzie szpiedzy!"
Nie oderwala nawet wzroku od raportu jednego z jej ludzi pracujacego w Cechu Kupcow i Zlodziei.
Komentuj(7)


09.02.2005 :: 19:23
Lirael Halinor byla bardzo nietypowym dzieckiem. Nie lubila towarzystwa rowiesnikow , nie chciala wychodzic na powietrze, calymi dniami przesiadywala w zakurzonej bibliotece i-ogolnie rzecz biorac- przejawiala dosc wampiryczne sklonnosci. Jej rodzice zywili powazne obawy, czy nie odezwala sie w niej krew prababki.
Gdy osiagnela odpowiedni wiek, wyslano ja na pensje dla dobrze urodzonych dziewczat-i to powinien byc koniec z nia problemow. Rodzina liczyla na zbawienny wplyw posiadania przez dziewczynke towarzystwa non stop rozchichotanych kretynek. Ale nic z tego nie wyszlo-Lirael w sypialni zjawiala sie tylko noca, reszte czasu spedzala w bibliotece(a moze gdzie indziej-w kazdym razie trzymala sie jak najdalej od rowiesniczek).
Nauczyciele zauwazyli u niej przejawy wybitnej inteligencji, jednak nie okazywala jej inaczej, niz bezblednie rozwiazujac skomplikowane zadania-nigdy nie odzywala sie niepytana.
Uczyla sie jak automat-i to bylo przerazajace. Ale jeszcze bardziej przerazajace byly jej wyniki-gdy pisala sprawdzian, nigdy nie bylo zadnych bledow. Gdy pisala referat, oddawala przed terminem i dostawala za niego najwyzsza ocene...to bylo nieprawdopodobne-nigdy nie dostala ponizej 5. Chociaz...miala pewne problemy z przedmiotami artystycznymi, ale szybko sie z tym uporala. Mniej wiecej.Gdy nauczycielka plastyki poinformowala ja, ze jej prace sa zbyt mroczne, zaczela jej przynosic dwie wersje obrazkow-jedna malowala po swojemu, a druga...byla zawsze BARDZO rozowa i zapelniona usmiechnietymi motylkami oraz wesolymi kwiatuszkami.I robila jeszcze wieksze wrazenie od pracy wlasciwej, przewaznie utrzymanej w tonacji czarnej.
Dziewczeta(choc wolaly,by nazywano je "hrabinami de costam".Tak sie dzieje wszedzie)unikaly Lirael, a i dorosli czuli sie przy niej nieswojo. Powodowal to nie tylko jej nietypowy wyglad-a byl bardzo nietypowy(czy widzial ktos dziecko o wlosach calkowicie bialych?)-ale przede wszystkim jej spojrzenie. Wygladalo, jakby przewiercala nim czlowieka i -przy okazji-sciane za nim.
Nigdy sie nie usmiechala. Zdarzylo sie to tylko raz, gdy mala lady Valerin przyszla do niej na skarge, bo kot Lirael dotkliwie pogryzl jej psa. Lirael nie lubila psow.
***
Pozniej nauczyla sie usmiechac. W wieku lat trzynastu zorientowala sie, ze czasem usmiech moze byc straszniejszy niz
jakikolwiek grymas na twarzy...
Komentuj(3)


09.02.2005 :: 16:10
To nie bedzie zwykly blog. Opisze na nim wydarzenia, ktore zdarzyly sie nie tylko nie w Polsce, ale w innym multiversum...
Historia nie musi byc logiczna...ona sie po prostu zdarza.



Komentuj(1)


08.02.2005 :: 19:41
proba mikrofonu...
Komentuj(1)


Info:
- Design by Michelle -
Content by lirael